Bez deszczu górale nie naśnieżą stokówNajbardziej niecierpliwi narciarze szykują się do rozpoczęcia sezonu. Jeżeli wszystko się powiedzie, już podczas tego weekendu będzie można pojeździć na Białym Krzyżu, czyli Przełęczy Salmopolskiej w Szczyrku. To ośrodek, gdzie tradycyjnie od lat rusza pierwszy wyciąg w Beskidach. Właściciele chcą uruchomić najmniejszego "Bartusia", żeby narciarze mieli gdzie pojeździć. Po to, aby mieli po czym jeździć, na stoku obok wyciągu pracuje armatka śnieżna. Tę trasę właścicielom zapewne uda się naśnieżyć, ale jak będzie dalej, nie wiadomo. Górale są bowiem coraz bardziej zaniepokojeni niedostatkiem wody. - Mamy niewielki stawik, z którego ciągniemy wodę, i po tym ostatnim naśnieżaniu ona się kończy. Jak jej nie będzie, to nie będziemy mogli naśnieżać. Tu, niestety, nie ma żadnej dużej rzeki, na której można by sobie zbudować zaporę - mówi Aniela Znamirowska z ośrodka na Białym Krzyżu. Bez sztucznego naśnieżania trudno wyobrazić sobie dzisiaj funkcjonowanie ośrodków narciarskich. Na tak intensywne opady naturalnego śniegu, by nie trzeba uruchamiać lanc czy armatek, od lat nikt już w Beskidach nie liczy. Zresztą właściciele ośrodków i tak starają się zawsze zrobić na trasach podłoże ze sztucznego śniegu, który trzyma się długo nawet podczas okresów ocieplenia. Jedna armatka może zużyć około 30 m sześc. wody na godzinę. To tyle, co ponad 100 średniej wielkości wanien, zaś do naśnieżenia ośrodka potrzeba kilku takich urządzeń. Gdy w górach pada, nie ma z tym problemów. Teraz jednak jest inaczej. Według analizy meteorologicznej wykonanej przez Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej od 26 października do 15 listopada 2011 na całym obszarze naszego województwa nie spadła nawet kropla. - Nie przypominam sobie tak suchej jesieni - martwi się Krzysztof Brożyna, szef ośrodka narciarskiego "Cieńków" w Wiśle, który pobiera wodę z potoku Malinka. Wyjaśnia, że przepisy zakazują czerpać z rzeki przy zbyt niskim stanie wody, bo to groziłoby jej śmiercią biologiczną. - Dlatego czekamy na co najmniej tydzień solidnych opadów, dopiero wtedy sytuacja się poprawi. W innym przypadku może być kiepsko - mówi Brożyna. Ma też nadzieję, że przed opadami nie przyjdą duże mrozy, bo gdy ziemia będzie zmarznięta, to woda po prostu spłynie po niej jak po skorupie i sytuacja się nie poprawi. W niebo z niepokojem zerka też Czesław Matuszyński, prezes kolei linowej na Czantorię w Ustroniu. - Tak naprawdę deszcz porządnie nie padał od sierpnia. Na razie problemów z brakiem wody nie mamy, bo czerpiemy z Młynówki, która odchodzi od Wisły. Ale też nie wiemy, czy jak pociągniemy wodę pierwszy raz, to się nagle nie okaże, że jej brakuje - mówi Matuszyński. - Podobno początkiem grudnia ma popadać. Tego się trzymamy - dodaje szef "Czantorii".
|
reklama
|
Ciekawe, ile tych ośrodków pobiera do naśnieżania wodę legalnie.
Dodaj komentarz